Cześć!
W dzisiejszym wpisie chciałbym poruszyć jedno z najważniejszych zagadnień związanych z Origami Disc. Wiecie już, że na stronie Origami znajdziecie najbardziej poszukiwane japońskie płyty winylowe. Należy jednak zadać sobie pytanie: czym różnią się japońskie płyty winylowe od pozostałych? W niniejszym blogu postaram się rozbić na czynniki pierwsze kwestie związane z brzmieniem. Gotowi? Zaczynamy!

 

Ogólne spostrzeżenia

 

Każdy miłośnik winyli, oprócz otoczki związanej z dużą okładką oraz urokliwie kręcącą się płytą, docenia naturalny dźwięk, który niesie ten analogowy format. Ciepłe i – jeszcze raz podkreślę – naturalne brzmienie, jest nie do zastąpienia nawet przez najlepszy na świecie format cyfrowy. Nie jesteśmy przecież maszynami, dlatego w odbiorze muzyki nie chodzi o chirurgiczną dokładność i brak zniekształceń, tylko o emocje, przekaz i szeroko rozumianą “muzykalność”.  Płyty winylowe, choć mają wspólny format i kształt, różnią się od siebie dalece. Przepaść jakościowa pomiędzy wydaniami często jest ogromna i zależy od kondycji wytwórni, czy okoliczności społeczno-ekonomicznych kraju, w którym są publikowane (szczególnie w państwach byłego bloku wschodniego).

Japonia to kraj pod wieloma względami osobliwy, co przekłada się na sposób produkowania oraz wydawania muzyki. Japończycy słyną z bardzo bogatego oraz rozwiniętego przemysłu technologicznego oraz z charakterystycznej i jedynej w swoim rodzaju kultury, toteż każdy zagraniczny produkt musi zostać odpowiednio “zjaponizowany”, aby mógł wpisać się w gusta i potrzeby japońskich konsumentów.

Jeżeli chodzi dźwięk, to wspólnym mianownikiem japońskich płyt są duża dynamika i “ostrość”. Pierwsze spostrzeżenia związane z odsłuchem japońskiej płyty to przede wszystkim doskonała separacja instrumentów oraz świetne rozlokowanie pozornych źródeł dźwięku na scenie. Przekaz jest bardzo “otwarty”, a poszczególne sekcje nie nachodzą na siebie, tworząc starannie poukładaną całość. Oczywiście nie da się wszystkich japońskich wydań zamknąć w powyższej charakterystyce – są wyjątki, aczkolwiek powyższe cechy składają się na bardzo wyrazistą i słyszalną tendencję w budowaniu dźwięku.

 

 

Analiza – bas

 

Powyższe spostrzeżenia przekładają się bezpośrednio na analizę każdego z osobna pasma dźwięku.

W japońskich wydaniach bardzo ciekawie przedstawia się prezentacja najniższego pasma dźwięku, czyli basu. Mówi się, że japoński bas jest “bokserem”. Jest w tym wiele prawdy. Bas w japońskich wydaniach jest bardzo zwarty, precyzyjny, punktowy. Nie rozpływa się, nie ma denerwującego pogłosu, nie buczy – możemy zatem mówić o punktualności basu, skoro pojawia się i znika szybko, nie zostawiając za sobą męczącego pogłosu. Bas zdecydowanie nie jest dominującym pasmem w japońskich wydaniach. Jest to tendencja niemal całkowicie przeciwna do współczesnej prezentacji dźwięku, w której inżynierowie i sprzęt serwują nam coraz mocniejszy i niżej schodzący bas, który staje się dominującym i wręcz zagłuszającym pasmem dźwięku. Być może sami kiedyś byliście świadkami sytuacji, w której gospodarz domu, czy znajomy w samochodzie, chcąc zaprezentować jakość systemu audio, zademonstrował głośny i dudniący bas. Tak się składa, że wiele osób niestety utożsamia potężny bas z dobrym dźwiękiem, a nie o to chodzi.

Analiza – góra

 

Jeżeli chodzi o górne pasmo dźwięku, to tutaj odsłania się cała magia związana z odsłuchem japońskich płyt winylowych. Przy czym słowo “odsłania” dobrze ilustruje to, o co mi  chodzi. Przy zredukowaniu basowego pogłosu doskonale odkrywa się przed nami góra – czyli wszelkiego rodzaju sybilanty, perkusyjne talerze, czy inne wysoko brzmiące części utworu. Instruenty grają ostrzej, aniżeli bylibyśmy do tego przyzwyczajeni, a także wyraźniej. Tak zwana “góra” odpowiada również za separacje dźwięku – przestrzeń pomiędzy instrumentami nabiera powietrza, a każdy gra we własnym mikroklimacie.

To właśnie z odsłoniętej góry płynie przekonanie, że japońskie płyty winylowe grają ostrzej niż inne. Od górnych rejestrów dźwięku zależy prezentacja trudno słyszalnych detali – drgnięcia struną, zachwiania w głosie wokalisty, czy nawet ciche zamknięcie drzwi od studia (mój ulubiony przykład – druga solówka na utworze “Sugar Daddy” z White Album zespołu Fleetwood Mac). Jeżeli lubicie szukać smaczków oraz chcecie usłyszeć niesłyszalne wcześniej detale, to koniecznie dajcie szanse japońskim płytom.

 

“Virgin vinyl”, czyli kilka słów o materiale, z którego zostały wytłoczone płyty

 

Japońskie płyty winylowe swoją jakość dźwięku zawdzięczają również materiałowi, z którego zostały wykonane. Otóż Japończycy nigdy nie używali winylu z odzysku. Materiał, z którego zostały wytłoczone płyty, to tak zwany dziewiczy winyl. Ma to zasadniczy wpływ na jakość dźwięku – mówi się, że japońskie płyty są ciche. Co to znaczy? Chodzi o to, że w cichych partiach utworu nie słychać, jak pracuje płyta. W wydaniach z innych części świata od momentu położenia płyty na gramofonie słychać charakterystyczny delikatny szum w tle. Słuchając japońskiej płyty winylowej można zapomnieć, że słucha się płyty winylowej, co pozwala skupić się na muzyce. Brak jakiegokolwiek szumu w tle przywodzi na myśl format cyfrowy, dla którego temat szumów i zniekształceń jest niemal obcy.

 

Japońska precyzja czy… za małe mieszkania?

 

Mając na uwadze powyższe kwestie, nasuwa się pytanie: dlaczego właściwie japońskie płyty brzmią inaczej? Dążenie przez wytwórnie do najlepszego dźwięku jest jak najbardziej zrozumiałe, ale nie tłumaczy ingerencji w DNA oryginalnego brzmienia. Są dwie teorie na ten temat – pierwsza jest związana z japońską mentalnością, a druga ma bardziej praktyczny wymiar.

Japończycy to naród precyzyjny. Punktualne pociągi i poczta, doskonałe aparaty fotograficzne, dalece sformalizowane zachowania między ludźmi, czy w końcu pracoholizm i pedantyczna czystość, składają się na obraz bardzo dokładnego i skrupulatnego w każdym calu społeczeństwa. Myślę że ta mentalność przekłada się na oczekiwania wobec przekazu, jaki niesie muzyka. Japończycy to bardzo radykalni ludzie – wielu z nich nawet na gruncie hobby próbuje osiągnąć pełnię i doskonałość. Japońscy kolekcjonerzy uchodzą za najbardziej wymagających na świecie – potrafią wydać fortunę na zdobycie upragnionego egzemplarza figurki, mangi, czy płyty w nienaruszonym stanie. Dbałość o detale oraz dyscyplina w każdej sferze życia są naprawdę godne podziwu. Myślę że przekłada się to na muzykę, bowiem takie rygorystyczne podejście do hobby i życia uzasadnia odsłanianie wszystkiego, co zostało nagrane, choćby taki efekt nie został przewidziany przez pierwotnych producentów dźwięku. W innych częściach świata bardziej niż precyzja liczył się komercyjny sukces płyty, a co za tym idzie – bardziej swobodne podejście do masteringu i zestrojenie basu pod publikę.

Bardzo ciekawa i zabawna w moim odczuciu jest teoria, według której Japończycy celowo zredukowali bas aby… nie przeszkadzać sąsiadom. Japończycy żyją w małych mieszkaniach, a problem z przestrzenią, w szczególności w dużych miastach, daje się mocno we znaki. Japończycy, chcąc zachować dobre maniery wobec sąsiadów, nie powinni narażać ich na niepotrzebne hałasy dobiegające z mieszkania. Jak wiadomo, bas jest najbardziej donośną partią, która łatwo penetruje ściany, toteż podcięcie tej partii mogło mieć pewien bardziej praktyczny wymiar.

Spędziwszy w Japonii ponad 2 miesiące skłaniam się ku prawdziwości tej pierwszej teorii. Myślę że dyscyplina oraz dbałość o detale przełożyły się na oczekiwania wobec odbioru muzyki. Obok dźwięku, japońskie wydania są niezwykle dopracowane jeżeli chodzi o poligrafię, pakowanie płyt, czy dodatki (np. w postaci plakatów czy naklejek), których na próżno szukać w pozostałych częściach świata – kwestię różnic w samym wydawnictwie rozwinę w następnym wpisie. Bardzo wymowny jest również fakt, że amerykańska wytwórnia Mobile Fidelity Sound Lab, która znana jest z limitowanych, audiofilskich wydawnictw, tłoczy swoje płyty w Japonii. Japończycy posiadają również swoje audiofilskie wydawnictwa, takie jak PRO USE SERIES, które świadczą o zainteresowaniu tematem bezkompromisowego dźwięku. Dlatego moim zdaniem to wysokie oczekiwania podyktowały taką, a nie inną filozofię brzmienia.

Wnioski – czy japońskie płyty brzmią lepiej?

 

Odpowiedź może być tylko jedna – to zależy. 😉 Odbiór dźwięku jest bardzo subiektywną kwestią, a preferencji i gustów jest tyle, ile jest słuchaczy. Najistotniejsze jest to, czego szukamy w płytach winylowych. Są osoby, dla których najważniejsza jest autentyczność samego wydawnictwa – niektórzy poszukują brytyjskich wydań brytyjskich zespołów czy niemieckich wydań niemieckich zespołów. Takie wydania zawsze będą stanowiły punkt odniesienia do tego, co brzmi lepiej. Ktoś może powiedzieć, że skoro inżynierowie dźwięku w Wielkiej Brytanii przy produkcji Pink Floyd nie przewidzieli odsłaniania pewnych detali, to po co je odsłaniać? Dla mnie japońskie płyty łączą w sobie zalety formatu cyfrowego i analogowego. Z jednej strony są dynamiczne i nie mają szumów w tle – zupełnie jak w przypadku formatu CD, a z drugiej strony – mają w sobie niewymuszoną naturalność oraz ciepło, wynikające z charakterystyki płyty winylowej jako takiej.

Wniosek jest prosty: należy słuchać, słuchać i jeszcze raz słuchać. Aczkolwiek z doświadczenia wiem, że trudno się zawieść na japońskim brzmieniu.

Mateusz