Hej! Mogę śmiało powiedzieć, że tegoroczne wakacje upłynęły pod znakiem koncertów. Kings of Leon, Festiwal OZORA na Węgrzech, Metallica, Taylor Swift. Dużo się działo! Zapraszam do przeczytania relacji i obejrzenia zdjęć.

Metallica

Nowa płyta całkiem mi się podobała, więc szedłem z pozytywnym nastawieniem. Bilety na Metallicę zakupiłem jeszcze w grudniu 2022r. i był to długo wyczekiwany przeze mnie koncert, a właściwie to dwa. Ogółem uważam rozbicie koncertu na 2 dni za bardzo dobry pomysł, pozwoliło to wydłużyć wrażenia do ponad czterech godzin. Aczkolwiek przy takim dorobku nie wystarczyło to do zagrania wszystkich kultowych nut. Zabrakło mi Four Horsemen, Eye of Beholder oraz – marzenie ściętej głowy – Dyers Eve i Frayed Ends of Sanity. Ale koncert udany. Cała czwórka w bardzo dobrej formie, czuć było ogromny power. Dla mnie zdecydowanie najlepszym momentem koncertu było Leper Messiah. Power, wrzask i emocje nie do opisania i nie do zapomnienia.

Warto napisać, że Metallica miała świetny kontakt z publicznością, czuć było entuzjazm z ich strony, a wykonanie piosenki Maanam było strzałem w dziesiątkę. Publika była bardzo zaangażowana, widziałem ludzi w różnym wieku, którzy byli całkowicie zajarani koncertem. Najwięcej do publiki mówili Hetfield i Lars.

Przez dwa dni Warszawa była opanowana przez fanów z koszulkami zespołu, przez co w muzeach, parkach i restauracjach można było wymieniać się porozumiewawczymi spojrzeniami czy odbywać krótkie dyskusje. Także na ogromny plus wielki, zróżnicowany i bardzo przyjazny fanbase. Zresztą wiadomo, że fani metalu to dobrzy ludzie, którzy tylko udają złych ludzi. 😉

Drobne potknięcia

Na minus trzeba jednak wskazać fakt, że pomimo, że stałem blisko na płycie, to prawie nic nie widziałem. Scena była po prostu za nisko ustawiona. W pewnym momencie pogo wyrzuciło mnie 7 metrów od sceny i widziałem niewiele więcej, niż kiedy stałem 12 metrów. W drugi dzień koncertu nawet nie pchałem się do przodu, bo z 20 metrów przynajmniej widać było sylwetki muzyków, a część koncertu i tak obejrzałem na telebimach. Dla porównania zupełnie inaczej było na dwóch koncertach Iron Maiden, gdzie stojąc nawet w pewnej odległości od sceny, wszystko widziałem idealnie i nacieszyłem oczy całym ich teatralnym performensem.

Dużo osób rozpisywało się o złej akustyce na Stadionie Narodowym. Wszystko zostało już na ten temat napisane, dla mnie to było obojętne, jakościowe granie mam w domu przy japońskich płytach. Aczkolwiek rzeczywiście trzeba przyznać, że porównaniu choćby z Tauronem Areną w Krakowie, Narodowy wypada bardzo blado.

Kings of Leon

Podróż na Węgry zacząłem z Krakowa, w którym udało się jeszcze zobaczyć na żywo koncert Kings of Leon. Sentyment z liceum, bardzo przyjemny altowy zespół, swojego czasu nagrali kultowe Only by the Night. Pomimo że dotarłem późno na koncert (ominąłem cały support), udało się stanąć blisko sceny. Koncert przebiegał w umiarkowanej atmosferze. Było trochę ludzi, którzy znali dobrze ich piosenki, aczkolwiek większość osób była tam na luzie.

Pomimo umiarkowanego zaanagażowania widowni, koncert był bardzo udany. Kings of Leon gra świetną muzykę, można było się zrelaksować, czuć było przestrzeń nawet pod sceną i nikt się nie pchał. Dla niektórych to plus, aczkolwiek ja nawet lubię, kiedy ludziom wokół puszczają nerwy, choćby z uszczerbkiem dla przestrzeni osobistej. 😉 W takich warunkach naprawdę dało się posłuchać muzyki i nie trzeba było walczyć o życie, do tego w Tauron Arenie akustyka jest na dobrym poziomie. I mimo że Kings of Leon słucham najmniej, to z powyższych powodów muzyki posłuchałem na ich koncercie najwięcej.

Choć Kings of Leon to zespół, dało się wyczuć, że zdecydowanie najlepszy kontakt z widownią miał wokalista. Pozostali członkowie “robili swoje”. Mimo że dało się wyczuć szczerą chęć podjudzenia i kontaktu z widownią, to Caleb Followill nie jest takim frontmanem jak np. Hetfield, także nie było amoku na widowni. Z drugiej strony spokojniejsza atmosfera bardzo dobrze pasowała do profilu koncertu.

Ozora Festiwal

Odbywający się na Węgrzech festiwal Ozora to jeden z największych festiwali na świecie z muzyką elektroniczną, psychodeliczną i transową. Wybrałem się tam nie do końca wiedząc, czego się spodziewać i się nie zawiodłem. Nie było chwili, podczas której nie byłoby muzyki na jednej z kilku scen, a wśród wykonawców byli zarówno DJ-e, jak zespoły.

Najbardziej udana na festiwalu była atmosfera, którą stanowiła wypadkowa różnych subkultur muzycznych ze wszystkich stron świata. Na wyróżnienie zasługują wśród line-upu zasługują Carbon Based Lifeforms oraz psytrancowy Laughing Buddha.

Na festiwalu panowała iście szamańska atmosfera. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że wielu festiwalowiczów to osoby interesujące się duchowością, jogą, medytacją, weganizmem i spiritualnością. Niesamowita duchowa przygoda i relaks z dala od cywilizacji.

Naprawdę niezwykłe na festiwalu było otwarcie. Najpierw dzicy Hunowie na koniach wrzucili pochodnie do wielkiego ogniska, a następnie cała polana została zalana tysiącami ludzi. którzy pobiegli w kierunku głównej sceny.

Taylor Swift

Ostatnim przystankiem przystankiem podróży była Warszawa, do której przyleciałem na koncert Taylor Swift. Wybór środka transportu nieprzypadkowy, mając na uwadze, że jest to ulubiony środek transportu Amerykanki 😉 Jak się okazało wylądowałem w samym środku debaty o zasadność organizowania koncertu w dzień wybuchu Powstania Warszawskiego. Osobiście nie widzę żadnej kolizji pomiędzy uczczeniem pamięci Powstańców z pójściem na koncert, wręcz przeciwnie – to piękne, że w wolnej Warszawie ludzie mogą iść i bezpiecznie celebrować wizytę swojej idolki. Celebrowanie wolności, radość i pochwała życia nie stoją w sprzeczności z pamięcią o Powstańcach.

Choć na Stadion Narodowy dotarłem dość późno (około 15 minut przed supportem), to udało się stanąć w rozsądnej odległości od sceny (miałem jak zwykle bilety na płytę). Szczerze mówiąc na koncercie Taylor spodziewałem się dantejskich scen na płycie, ale gigantyczna scena przyczyniła się do tego, że każdy mógł stanąć w rozsądnej odległości. Dodam jeszcze, że pod koniec koncertu pod sceną zrobiło się więcej miejsca i ostatnie 5 utworów oglądałem już z 6. rzędu.

Nie będę rozpisywał się o muzyce Taylor Swift. Napiszę tylko, że jej muzyka na przestrzeni ostatnich czterech płyt dojrzała wraz z nią. Artystka jest główną główną bohaterką każdego krążka, toteż premiery kolejnych płyt przypominają premierę nowego sezonu lubianego serialu. Nowe płyty pozwoliły wokalistce zerwać z wizerunkiem brokatowej Barbie, choć osobiście uważam, że naiwna wizja świata z jej starych płyt ma swój niepowtarzalny urok. 

Podróż przez ery

Mimo że zestaw toposów w muzyce Taylor jest raczej przewidywalny, to trzeba zwrócić uwagę, że na przestrzeni lat autotematyzm Taylor ewoluował i zmieniał się wraz z nią, co pozwoliło zachować świeżość i podtrzymać zainteresowanie. Dobrze oddał to motyw przewodni trasy – The Eras Tour, w którym byliśmy świadkami podróży po wszystkich “erach” wokalistki. Bardzo łatwo było o popełnienie błędu, w którym dostalibyśmy po prostu kompilacje najbardziej znanych utworów z każdego okresu bez większego związku. Całe szczęcie zamiast tego, dostaliśmy historię o wzlotach i upadkach, zdradzie, zemście i życiowej przemianie bohaterki, którą jest sama Taylor, a całość została fenomenalnie odwzorowana przez hollywoodzką scenografię, układy taneczne i kostiumy tancerzy.

Na poświęcenie osobnego akapitu zasługuje zaangażowanie całej widowni. Piszę całej, ponieważ na niektórych koncertach płyta szaleje, a trybuny śpią. W przypadku Taylor mogę napisać, że jeszcze nigdy w życiu nie widziałem tak zaangażowanego tłumu. Nie chodzi nawet o owacje, ale przede wszystkim o wielkie, wielkie zaangażowanie w śpiewanie nawet najmniej znanego utworu. Na niektórych koncertach aplauz sprowadza się do wrzasku widowni, tutaj wszyscy – z jednej strony w skupieniu, z drugiej strony – w ekstazie – śpiewali każdą piosenkę z dowolnej ery. Coś niesamowitego. Zaznaczam również, że był to długi, ponad 3-godzinny koncert, tym większe brawa za zaplanowanie przedstawienia, które trzymało w napięciu od początku do końca. Warto też dodać, że Taylor ten sam koncert odegrała 3 dni z rzędu, co wskazuje na dobre przygotowanie fizyczne artystki.

A jakie Wy odwiedziliście koncerty w tym roku? Może na którymś byliśmy razem? Dajcie znać co sądzicie pod postem na Facebooku. 🙂