Cześć!
Trochę mnie tu nie było. Origami rośnie w siłę i poza myciem, wystawianiem i wysyłaniem dla Was płyt nie miałem wiele czasu. W dzisiejszym wpisie chciałbym kontynuować wątek różnic między japońskimi a zachodnimi płytami – zacznę od tego, co pierwsze rzuca się w oczy, czyli od Obi. Jeżeli jeszcze nie czytaliście wpisu o charakterystyce japońskiego dźwięku, zapraszam Was do poprzedniego wpisu pod tym linkiem. 😉
Obi, czyli co tu jest napisane?
Obi – papierowy pas z japońskim tekstem owijający okładkę. Znajdziecie je w przeróżnych rozmiarach i kolorach. Nie znajdziecie dwóch takich samych. Umieszczenie Obi jest warunkiem koniecznym, aby płyta mogła osiągnąć sprzedażowy sukces na japońskim rynku, a dla nas jest popisem specyficznej japońskiej estetyki. Ale skąd w ogóle pomysł na taki wynalazek?
W poprzednich blogach wspominałem o tym, że Japonia jest krajem specyficznym ponad wszelką miarę. Nie chodzi mi już nawet o słynne dziwactwa, ale o zwykłą hermetyczność i kulturową niezależność. Każdy produkt trafiający do Kraju Kwitnącej Wiśni musi zostać odpowiednio “zjaponizowany”. Obi zawiera informacje o wykonawcy, a oprócz tego listę utworów oraz dodatkowe informacje, takie jak wzmiankę o plakacie w środku, czy nadchodzącym koncercie danego wykonawcy. Powód, dla którego konieczne było zamieszczanie takich informacji jest prosty: Japończycy to społeczeństwo słabo mówiące po angielsku, toteż dla wielu z Japończyków tytuły piosenek i zespołów to w znakomitej większości nic nie znaczący bełkot – tak samo jak dla nas trudne byłoby wymawianie japońskich tytułów piosenek.
Obi, czyli zapnij pas
Obi to w języku japońskim pas. Jest to ten sam rzeczownik, którego używa się na określenie pasa w ubiorze – Obi to nieodłączny element tradycyjnego japońskiego stroju – kimona. Osobiście podziwiam rozwiązanie polegające na wyprodukowaniu dodatkowego pasa zamiast ingerencji w oryginalną warstwę graficzną płyty. W ten sposób zachowuje się oryginalność okładki, nie rezygnując z dostarczenia niezbędnych informacji.
Zbieranie znaczków czy zamiłowanie do dźwięku?
Ze względu na ciekawą i egzotyczną estetykę, wydania z Obi są intensywnie poszukiwane przez kolekcjonerów. Sam szaleję na punkcie tych kolorowych, misternie wyglądających pasów. Ciekawe jest to, że Japończycy na punkcie Obi wcale tak nie szaleją. Nieraz pytałem o opinię moich japońskich towarzyszy podróży, co sądzą o Obi. Niektórzy z nich nie dawali wiary, że Obi jest tak ważnym elementem dla zachodniego kolekcjonera. Trudno im się dziwić – japoński produkt nie jest dla nich żadną ciekawostką.
Osobiście traktuję Obi jako osobny przedmiot kolekcjonerski. Uważam że Obi mają wartość same w sobie i stanowią cenny dodatek do płyty. Zbieranie Obi ma więcej wspólnego z kolekcjonowaniem znaczków niż z pasją do muzyki. I bardzo dobrze! Uważam że to niezwykle fascynująca gałąź naszego winylowego hobby. Moim zdaniem zbieranie Obi świadczy o przywiązaniu do detali oraz chęci posiadania kompletnego wydania – takiego, jakim widzieli go japończycy na sklepowych półkach 50 lat temu. Warto również wspomnieć, że kompletne wydania z Obi to doskonały sposób na ulokowanie pieniędzy w ramach inwestycji. Kwestię tego, czy japońskie płyty to dobra inwestycja poruszę w osobnym blogu (aczkolwiek już teraz podpowiadam – tak 😉 )
Najciekawsze egzempalrze
Niektóre Obi są naprawdę piękne. Moim faworytem jest Metallica – Ride the Lightning. W tym wydaniu Obi doskonale koresponduje z warstwą graficzną płyty – ten piorun genialnie uzupełnia oryginalną okładkę.
Również okładki Kraftwerka mają bardzo ciekawe pasy – w pierwszym japońskim wydaniu Trans-Europe Express, kształt Europy przedstawiony za pomocą pikseli doskonale nawiązuje zarówno do nazwy płyty, jak i komputerowego brzmienia zespołu. Całkiem nowoczesny pomysł, mając na uwadze, że w roku premiery płyty ukazała się również gra “Space Invaders”, której szata graficzna była równie “zaawansowana”, jak komputerowa Europa na Obi Kraftwerka. Prawdziwy znak czasów.
Inne ciekawe Obi to te na płycie Iron Maiden – “Seventh Son of a Seventh Son”. Liczba 666 informuje o konkursie, w którym do wygrania było 666 nagród. Aby wziąć udział w konkursie, należało wyciąć część insertu, na której był Eddie – maskotka zespołu – i odesłać go na hagaki (japońskiej pocztówce) do wytwórni. Na zwycięzców czekały nagrody w postaci kostiumu scenicznego Iron Maiden, oficjalne torby i gadżety. Chciałem wziąć udział w konkursie, niestety doczytałem, ze skończył się w maju 1988 roku. 😉
Uczucie wielkiej nostalgii wywołują u mnie dodatkowe Obi informujące o odbywających się wizytach artystów w Japonii (na zdjęciu poniżej to te cienkie, czerwone pasy). Patrząc na taką płytę można odnieść wrażenie, że Bowie jeszcze żyje i lada moment będziemy mogli być świadkami kolejnego wystąpienia.
Czapki Obi
Interesujące są tzw. Obi caps – czyli czapki Obi. niektóre płyty wyjątkowo miały Obi w postaci papierowych nakładek. Trudno jest je zdobyć, bowiem łatwo jest je zgubić 😉 . Chyba najbardziej znanymi przykładami Obi-capów są “The Wall” Pink Floyd oraz “Bitches Brew” Milesa Davisa. Podobne Obi mają japońskie płyty CD – w tym formacie Obi mają formę właśnie takiej zakładki zakładanej z boku płyty.
Myślę, że nie da się odmówić oryginalności Obi. Ja jestem oczarowany zarówno ich warstwą wizualną, jak i całą otoczką. Czy wy zbieracie Obi? Dajcie znać w komentarzach pod postami na Facebooku i instagramie 😉 Zapraszam również na stronę sklepu, gdzie znajdziecie więcej wyjątkowych płyt z Obi. Pozdrawiam i do następnego!